Chciałbym aby w podobnym surowym tonie została nakręcona biografia Freddiego
Mercury'ego
Czemu nie, jeśli miał by to być film na poważnie... a nie tak jak to widzą Brian i Roger.
Mimo tego, że potwornie mi się "Bohemian Rhapsody" nie podobało, to jednak cieszę się, że nie zostało zrealizowane w podobnym klimacie co "Control". Freddie był gwiazdą i diwą, królową melodramatyzmu, z setek piosenek które nagrał biła teatralność i blichtr. Był niesamowitym sztuczkarzem, ale tworzył muzykę zupełnie inną niż Ian i Joy Division. Ich utwory były mroczne, minimalistyczne, a pod płaszczykiem enigmatycznej symboliki teksty kryły ekshibicjonistyczną szczerość na temat życia Curtisa. Dlatego właśnie taki jest też "Control" - czarno-biały i surowy. Film o Freddiem musiałby być teatralny, pełen blasku i fleszy, kontrastując właśnie te sztuczność jego sztuki z dramatycznymi kolejami jego losu i autentycznie tragicznym zakończeniem. Niestety, Singer gdzieś się pogubił w tych klimatach.